Pies z kulawą nogą nie spodziewał się odcinkowej gry fabularnej na bazie Minecrafta. Jeżeli ktoś węszy stratę, to może się ogniem i żelazem rozczarować. Jakkolwiek nie istnieje do perfekcji.
Z każdą sąsiednią grą studio Telltale Games udowadnia, iż nie boi się żadnego tematu. The Walking Dead? Istnieje. Game of Thrones? Odhaczone. Minecraft? Zapraszam bardzo. Szczególnie ów trzeci wydał mi się sporym zaskoczeniem tytuł, gdyż się wydawało mi, że fabularyzowana baśń to finalna materia, jakiej potrzebuje ta marka. Dopiero platforma obywatelska momentu zdałem samemu sprawę, iż Minecraft gry do pobrania to nie tylko zupełna masa streamerów oraz poszukiwanie dołków, jakkolwiek także z trudem powiększone uniwersum - wzbogacone licznymi książkami, historyjkami natomiast legendami. Owo wystarczający strona, aby nie skreślać owego już na starcie. Ego nie zapisałem, choć przyznam bezpośrednio, że za pierwowzorem nie przepadam - przypadkiem to materia kłujących w gały pikseli, a prawdopodobnie po prostu nie moich klimatów. Minecraft: Story Mode uznałem atoli za inną nieco kaloszy i… pożądane byłoby stało się. Bo uciecha wnosi aż do otoczenia przygodówek od Telltale powiew świeżego powietrza, przynajmniej pod paroma względami. Aczkolwiek nie jest bez chorób.
Drętwy jak kłoda
Wewnątrz mną nie wcześniej pierwszy dyscyplina, jakkolwiek to, co widziałem w The Medal of the Stone dosyć poprawnie rokuje na przyszłość. Kierowniczą postacią w bitwie znajduje się Jesse, jaki wraz spośród kohortą przyjaciół nagle ciągnie w samym środek rozpaczliwych wydarzeń, które wstrząsneły makrokosmosem Minecrafta. Fabuła nie funkcjonuje jakoś specjalnie nowatorska a po zaliczeniu pierwszego zakresu o tyle o ile wiadomo, o co będzie chodziło w następnych. Im skromniej powiem, o tyle lepiej, jakkolwiek ogółem cieszę się, że historia nie godzi w tychże, którzy nie istnieją do końca obeznani z tematem pierwowzoru. Odmienna sprawa, że pierwszy epizod wydał mi trochę nierówny - przez pierwsze dwa nadziały ziewałem jak opętany się, acz od trzeciego stało już zdecydowanie prawidłowiej. Sama postać Jesse’ego póki co nie porywa - być może następne epizody przyniosą dowolny zwrot, ale na tę sekundę krajowy gagatek wypada dosyć słabo. Do mistrzowskiego a cynicznego bohatera z Tales from the Borderlands nie ma nawet startu, atoli w mnóstwa miejscach sili się na podobny dąsy. Jednak bez fajerwerków.
Same wybory podobnie mają trochę odmienną wagę niż np. w Game of Thrones, gdzie wygodnie w oka mgnieniu możemy uśmiercić niejaką kluczową postać. Tu na szali istnieją co najwyżej dobre stosunki z kompanami. Przystępując na pomysł koleżanki przykładowo, Jesse zawiódł własnego druha i tak dalej. Bezzwłocznie widać, iż Minecraft: Story Mode celuje raczej w braterstwo niżeli poświęcenie, choć w jednym miejscu faktycznie zabawił się trochę w Grę o Tron rzeczoną. I nie tu o nagości mówię. Inna casus, że opcja z pierwszego rozdziału uczestniczył na tyle zerojedynkowy ostatni, że… najprawdopodobniej ustawił kompletny dalszy rozdział pod narożnikiem fabuły - i przynajmniej tak mnie się redaguje. Ale wręcz bohatera trochę szkoda, bo nijakością uchodzi od niego na kilometr. O wiele ciekawiej rysują się chociaż jego towarzysze, jakich byłoby mi autentycznie szkoda, jeżeli byt im się było. Ale z drugiej strony być może taki właśnie mapa miało Telltale Games - skupić uwagę na innych, a nie na samym samemu.
Klocek aż do klocka
W grze widać też parę fajnych zabiegów, które mają prawo przetrzeć biegi gwoli kolejnych tytułów tego producenta. Twórcy dysponowali natychmiast chyba całkiem zarzutów, iż ich produkcje to z większym natężeniem interaktywne filmy aniżeli pełnoprawne gry a w wielu pomieszczeniach zaskoczyli. Na przykład wtedy, gdy okazało się, iż konfrontując się z creeperami zdołam jednocześnie… poruszać się swoją postacią do przodu oraz w tył. Zawiera jak maleńko absolutnie oczywistego, ale w pozostałych grach od chwili Telltale czegoś takiego nie uświadczymy. Minecraft: Story Mode to więc nie tylko przegląd partii QTE, aliści też sprawdzian pod spodem kątem uników - czasem łatwo go napełnić. Ciekawym urozmaiceniem jest plus stolik do wytwarzania urządzeń. Wiadomo, minecraft do nabycia nie byłby Minecraftem, jeśliby nie zahaczał o rzemieślnicze klimaty. Tu rzeczony stół ukazuje się w aktualnych momentach, gdy np. zalicza się rozbroić jedną pułapkę ewentualnie pobudować naprędce prowizoryczną trampolinę.
Bohater wykorzystuje co więcej składniki, które zbiera po drodze. Ekstra, atoli akurat w tą kwestii przydałoby się sporzej swobody. Jesse często chwali się posiadaniem składników, jakich… wcale nie zbierałem, oraz choć nie dysponowałem na to bezpośredniego wpływu. Po prostu powiada, że gdy szliśmy przy użyciu las owe zebrał coś drzewa, a pokonując groźnego pająka zdobył nieco pajęczej sieci. Sam jeden wolałbym, aby owe gracz csgo pobierz zbierał w drodze potrzebne materiały oraz zobligowany liczyć się spośród konsekwencjami, jeżeli ominął jakiś ważny część. Czy kolejne argumenty przyniosą jakąkolwiek nawałnicę w tym temacie? Nie jestem pewny, ale bardzo na to liczę. Dodatkowo Minecraft: Story Mode może się pochwalić pewność siebie najfajniejszym motywem muzycznym w menu gry. Zapętlony kawałek z miejsca wpada w narząd słuchu oraz od razu nastraja na przygodę. Tales from the Borderlands powinno najlepsze utwory w intro i outro, ale jeśli chodzi o menusy - rządzi Minecraft.
Po zaliczeniu „pilota” jestem dobrej myśli - przekonać aż do siebie antyfana Minecrafta, za którego pomimo to się uważam, nie jest łatwo. Niezwykłe zdarzenie zmierza do przewidywalnego finału, jakkolwiek owe, w jaki sposób Telltale ubierze ją po drodze nęci mnie aż dodatkowo. Główny chwat wydaje się przeciętny, ale wystepuje w kilku typach (również kobiecych) oraz nadrabia znajomymi. Oraz drobne zmiany w rozgrywce gry do pobrania mogą opuścić temu tytułowi lecz wciąż na plus. Nie spodziewam się wyciskacza łez w finale, jakkolwiek przyznam, że niesłychanie chciałbym się mamić. Telltale na szczęście ceni i potrafi wstrząsać oraz tego im życzę.